Koszulkowa historia – sezon 92-93

Sezon 1992-1993 pod wieloma względami był wyjątkowy. Abstrahując oczywiście od wyników sportowych był to również jeden z najbardziej niepowtarzalnych okresów w koszulkowej historii Widzewa Łódź.

Wszystko zaczęło się dosyć zaskakująco.  Nowy sezon Widzewiacy rozpoczęli w żółto-czarnych strojach firmy adidas. Sama koszulka była najnowszym modelem z katalogu producenta, a premiera wzoru przypadła na zakończone kilka tygodni wcześniej Euro92. W pierwszych dziesięciu ligowych meczach nasza drużyna tylko trzy razy wystąpiła w innych strojach. Raz w białych i dwa razy w czerwonych kompletach adidasa, które w widzewskim magazynie pojawiły się rundzie wiosennej poprzedniego sezonu.

Podsumowaniem pierwszej połowy rundy jesiennej miała być pucharowa konfrontacja z Eintrachtem Frankfurt. W obu meczach Łodzianie zagrali w białych koszulkach. O ile jednak w meczu domowym był to nowoczesny trykot adidasa z serii Equipment o tyle we Frankfurcie nasi zawodnicy wystąpili w o wiele starszym modelu, co jak wspominają uczestnicy tego meczu, utrudniało swobodne poruszanie. Oczywiście nasiąknięte rękawy nie mogą być usprawiedliwieniem wstydliwej klęski, niemniej przeszły do historii jako jedna z „anegdot” tego deszczowego wieczora.

Końcówka roku 1992 przyniosła jednak jeszcze większe zaskoczenie. W widzewskim magazynie po raz pierwszy w historii, i jak do tej pory ostatni, pojawiły się stroje firmy Nike. Co ciekawe, był to pierwszy wzór przygotowany dla Borussii Dortmund, której współpraca z amerykańskim producentem rozpoczęła się od sezonu 1990-91. Oczywiście mówimy tylko o samych, nieco odblaskowych koszulkach w żółtym kolorze, bez brandingu niemieckiego klubu. Wydaje się, że frontowy napis mullermilch, może z dużym prawdopodobieństwem wskazywać nadawcę tej dostawy. Po rozegraniu ośmiu meczów ligowych i kilku zimowych sparingów, w tym pamiętnego Turnieju Orła, wspomniane komplety bezpowrotnie zniknęły.

Runda rewanżowa rozpoczęła się od kolejnej sprzętowej niespodzianki. Tym razem do gry wkroczył lokalny producent odzieży sportowej firma Dorbill. Mieszcząca się przy ulicy Kusocińskiego niewielka szwalnia postanowiła zawojować świat sportu i przyznać trzeba, że pierwsze lata jej działalności to pasmo sukcesów oraz współpraca z takimi zespołami jak Wisła Kraków, Olimpia Poznań, ŁKS, Polonia Warszawa, Zawisza Bydgoszcz, Warta Poznań, Raków Częstochowa, Arka Gdynia, Stomil Olsztyn, a w kilku meczach nawet reprezentacja Polski. Dość wspomnieć, że z czterech zamieszanych w „Niedzielę cudów” zespołów, aż trzy praktycznie cały sezon rozegrały w sprzęcie łódzkiej manufakturki.

Widzewski mezalians nie trwał jednak zbyt długo. Po rozegraniu raptem dziewięciu oficjalnych meczów ligowych i dwóch spotkań w ramach rozgrywek o Puchar Polski, jeszcze w omawianym sezonie drużyna Widzewa wróciła do sprzętu adidasa, w którym już niebawem rozpoczęła marsz po swoje ostatnie prawdziwe sukcesy. W tym miejscu warto jednak zauważyć, że to właśnie łódzki Dorbill jako pierwszy w historii naszego klubu dał kibicom możliwość zakupu replik meczowych koszulek. Choć wydaje się to nieprawdopodobne, kolejki do malutkiego kiosku z pamiątkami, zbierały się wiele godzin przed rozpoczęciem środowego (07.04.1993) meczu derbowego w którym to bodajże po raz pierwszy i ostatni w historii, oba kluby zagrały przeciwko sobie w sprzęcie tego samego łódzkiego producenta.

Sezon 1992-93 to swoiste zwierciadło początku lat 90. W zasadzie wszystkie kluby w Polsce, w tym te najlepsze jak Legia Warszawa czy Lech Poznań, borykały się z problemami sprzętowymi. Nie inaczej było w przypadku Widzewa. Trzech różnych producentów, jedenaście modeli koszulek i praktycznie połowa ligowego sezonu rozegrana w żółto-czarnych strojach…

O tym, że był to ostatni taki sezon dowiecie się z kolejnych odcinków.