Ten wpis dedykuję wszystkim kibicom piłkarskim w Polsce, którzy na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych tapetowali swoje malutkie pokoje plakatami ulubionych drużyn.
Piłką nożną interesowałem się od dziecka, niestety moje dzieciństwo przypadło na okres gdy dotarcie do jakichkolwiek gadżetów ulubionej drużyny było praktycznie niemożliwe. I właśnie wtedy, bodajże w trzeciej klasie podstawówki, ojciec w ramach prezentu podarował mi wielką rozkładówkę z niemieckiej gazety, na której umieszczone zostały zdjęcia wszystkich osiemnastu drużyn Bundesligi. Ten plakat to była moja relikwia. Latami trzymałem go w specjalnej teczce żeby zbytnio nie przecierał się na zgięciach. Oglądałem go tylko w wyjątkowych sytuacjach, przy najważniejszych gościach. Święty Graal.
Przez wiele następnych lat zamiast, jak wszyscy, zbierać „historyjki” z Turbo ja kolekcjonowałem plakaty drużynowe. Nie ważne czy były to zdjęcia Widzewa, reprezentacji czy innych drużyn. Brałem wszystko jak leci. Od zdjęć na pierwszej stronie Świata Młodych po przedsezonowe skarby kibica wydawane przez Piłkę Nożną. Zbierałem, analizowałem, porównywałem. Marzyłem by mieć ich jak najwięcej i w ogóle żeby móc kiedyś zobaczyć takie coś na żywo. Marzenia spełniły się dopiero 30 lat później.
Dzisiaj, będąc niejako reżyserem takich, wcale nieoczywistych sesji, staram się łączyć teraźniejszą wiedzę, fotograficzne doświadczenie, wymogi marketingowo-biznesowe i oczywiście oczekiwania kibiców. To wszystko wzbogacane jest również tymi odległymi, dziecięcymi wspomnieniami i ideałami. Choć nie powiem, czasami pozwalam sobie na coś nieszablonowego. Zrobienie naprawdę dobrego zdjęcia drużynowego nie jest łatwe, a rzeczy które mogą rozsypać całą układankę jest co niemiara. Dla przykładu w ostatniej sesji drużynowej którą organizowałem, na zdjęciu musiałem zmieścić 44 osoby. Czyli 44 par otwartych oczu, 44 akceptowalnych min, różnych wzrostów itd itd. Dodatkowo, mimo iż wszyscy bardzo starają się zachować powagę to jednak nie jest łatwo całe to towarzystwo na kilka sekund skutecznie „zamrozić”. Jednak najtrudniejszym (dla mnie) zadaniem jest symetryczne ustawienie drużyny. Ja wspomagam się specjalnie przygotowanym plikiem graficznym w którym „rozplanowuję” sobie wszystkie możliwe warianty ale czasami nawet i to nie pomaga. Z resztą przy ostatnim zdjęciu też tak było. Innym razem wspólnie ze sztabem ustaliliśmy, że z wykonaniem sesji poczekamy na zawodnika, który właśnie przechodził zabieg chirurgiczny. Dwa tygodnie później chłopak był już z nami, wszystko rozplanowane, idealna symetria, odległości odmierzone co centymetra, a na zbiórkę nie dojechał inny gracz. Ot przypadek losowy, którego nie byliśmy w stanie przewidzieć. I to jest właśnie ta chwila, w której człowiek zdaje sobie sprawę, że kilka dni przygotowań, kilkadziesiąt rozmów i ustaleń mających na celu zrobienie najlepszego zdjęcia zdały się na nic, ponieważ w górnym rzędzie i tak powstanie dziura, której nie naprawi się photoshopem. Oczywiście jest na to rozwiązanie, utrata symetrii ale ja tego nie lubię. Nie podoba mi się, jak zawodnicy zasłaniają siebie nawzajem, zasłaniając przy tym również cały koszulkowy branding, za ekspozycję którego ktoś płaci klubowi niemałe pieniądze. Tu nie ma miejsca na kompromisy, taki mam styl i już. Jak ta zaprezentowana powyżej Borussia na plakacie z 1989 roku.
W swojej fotograficzno-widzewskiej przygodzie wykonałem już wiele zdjęć drużynowych. Za każdym razem pojawiał się jakiś niespodziewany problem. A to kontuzje, a to pogoda, a to zmiana godziny wpływająca na oświetlenie, a to brak wymaganego sprzętu. Nawet poprzedzające sesję wielodniowe opady, które rozmiękczały płytę uniemożliwiając ustawienie krzeseł. Czasami zamieszanie wprowadzał brak kogoś ze sztabu, czasami zawodników było za dużo. Życie to jednak sztuka kompromisów, a problemy należy rozwiązywać z nadzieją, że więcej się nie powtórzą. Tym razem do stuprocentowego symetrycznego ideału brakło jednego zawodnika, lub też Dyrektora sportowego ;_)
( Gdyby ktoś chciał FullHD na tapetę to trzeba dwa razy poklikać w obrazek 😉 )
Na zakończenie chciałbym wspomnieć o osobie bez której pewne pomysły nigdy nie zostałyby zrealizowane. O osobie, z którą świetnie się w tych wszystkich drużynowo-fotograficznych kwestiach dogaduję. I co najważniejsze o osobie, która do dzisiaj „tapetuje” swoje biuro plakatami 😉 Panie Kierowniku, wielkie dzięki za każdorazową pomoc !